Na Twitterze pojawił się ostatnio kolejny ciekawy wpis (do niedawna tajnego) współpracownika Zespołu Laska, Pana Michała Setlaka:
Okazuje się, że nawet członkowie i współpracownicy Zespołu Laska mają problem z logicznym wytłumaczeniem takiego stopnia rozpadu samolotu Tu-154 podczas Katastrofy w Smoleńsku. Zaczyna się więc tworzenie historii o mitycznym "stumilowym lesie", w który rzekomo miał uderzyć w samolot. To że nie ma to pokrycia w faktach i jest niezgodne z samym Raportem Millera, najwidoczniej im nie przeszkadza.
Pierwszą taką próbą wytłumaczenia fragmentacji samolotu był wywiad prof. Czachora dla Naszego Dziennnika, w którym padły następujące stwierdzenia:
"Zawsze słyszeliśmy o tym, że samolot uderzył w miękki, podmokły grunt. To nieprawda, uderzył w gęsty las, w którym było bardzo dużo grubych drzew."
"Wygląda na to, że samolot zanim uderzył w ziemię, wyciął około setki drzew, z tego co dziesiąte jest porównywalne z brzozą smoleńską "
Powyższe stwierdzenie zostało jednak dość szybko skorygowane przez samego prof. Czachora:
"Muszę przyznać, że chodząc po tym terenie skoncentrowałem się na części lasu na południe od nowej betonowej drogi przy wrakowisku. Natomiast później, gdy jeszcze raz przeglądałem zdjęcia z 5,04.2010, 12.04.2010 i ostanie z Google Earth z 2013, gdzie widać już tę betonową drogę, zdałem sobie sprawę, że niestety nie zaszedłem w miejsce najważniejsze, czyli jedyną kępkę drzew, która została z tej częśći wykoszonej przez tupolewa. Czyli muszę bardzo osłabić swoją wypowiedź z ND: Rzeczywiście, tupolew trafił w jeden z najgęściej zalesionych obszarów w okolicy, ale nie było to "100 drzew, z których co 10 jest jak brzoza smoleńska"
Następnie pojawiały się pojedyncze wpisy zwolenników oficjalnej narracji, którym w desperacji udało się odnależć tylko jeden nieco solidniejszy pieniek w głównej części wrakowiska. Poniżej mamy naniesiony obrys wrakowska na zdjęcie satelitarne z 2005 roku*:
Jak widać spora część wrakowiska w 2005 roku była bezleśna. Kilka większych drzew pojawia się dopiero w dalszej jego cześci oraz przy krawędziach. Zdjęcie które pokazuje Pan Setlak w swoich tłumaczeniach:
pokazuje pojedynczy grubszy pień na krawędzi końcowej części wrakowiska, który już tylko w niewielkim stopniu mógł być odpowiedzialny za fragmentację wraku. Miejsce głównego uderzenia samolotu i jego rozczłonkowania jest prawie niezadrzewione, za wyjątkiem początkowej części opisanej na moim zdjęciu jako "ściana lasu". Oto pozostałości po niej, uwiecznione na zdjęciu nr 30 z Raportu MAK:
A tutaj zbliżenie (na pierwszym planie):
Czy można to nazwać lasem z grubymi drzewami? Szczerze wątpie.
Przejdźmy teraz do raportu Millera. Pojedyncze zadrzewienia w miejscu upadku samolotu zostały w nim określone jako "zarośla",a teren jako "podmokły":
W opisie fragmentacji samolotu nie ma słowa o "stumilowym lesie", który miałby rozszatkować Tu-154 na kilkadziesiąt tysięcy kawałków:
"Następnie z ziemią zderzył się kadłub samolotu. Ponieważ samolot był obrócony o kąt około -150°, pierwszy kontakt z podłożem miała najsłabsza górna jego część. Poszycie i elementy konstrukcyjne górnej części kadłuba zostały porozrywane i zmiażdżone już w chwili pierwszego uderzenia o ziemię. (...) Kadłub samolotu Zmiażdżony i porozrywany na drobne fragmenty." (!)
Według Raportu Millera, to uderzenie wraku o ziemię ewentualnie przesuwanie jednych fragmentów względem drugich spowodowało porozrywanie wraku na fragmenty. O grubych drzewach Michała Setlaka nic tam nie ma.
Skąd więc takie tłumaczenia Pana Setlaka, który chyba powinien znać Raport Millera od deski do deski? Czy opis rozpadu wraku z Raportu Millera jest na tyle wątpliwy, że trzeba go wspierać narracją o pancernym, "stumilowym lesie"?
Żródła:
* Wykorzystano podkład z bloga Kaczazupa kaczazupa.salon24.pl/576803,las-profesora-czachora
Twitter
Raport Millera i MAK